biegacze podczas startu w deszczu
Ogólnopolskie zawody w biegach górskich dla niewidomych i słabowidzących (24-26.06.2021) w Szklarskiej Porębie odbyły się po zakończeniu dwutygodniowego obozu biegowego. Dla wielu uczestników była to pierwsza okazja do takiej rywalizacji.

Organizatorem zawodów było Stowarzyszenie Cross w Warszawie. Projekt współfinansowany był ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych oraz ministerstwa kultury, dziedzictwa narodowego i sportu.
Zorganizowali go i sprawowali pieczę nad bezpiecznym przebiegiem ludzie z KSN Łuczniczka Bydgoszcz. Logistycznie zajęli się tym Tomasz Chmurzyński i Georgina Myler, koordynatorem był wiceprezes Cross i dyrektor bydgoskiego klubu Krzysztof Badowski.

Nowe sportowe wyzwanie

Radosław Morawski z Płońska w pierwszym wyborze sportowym jest showdownistą. Obóz biegowy w Szklarskiej Porębie był dla niego debiutem w tej dyscyplinie sportu.
Zawodnik z Płońska wziął udział w biegu kończącym zgrupowanie.
- To był dla mnie sprawdzian. Miałem obawy, że może jednak nie dam rady, że da o sobie znać  małe nadciśnienie. Ale pogoda była idealna, bez słońca, troszkę popadywało, było czym oddychać. Mój przewodnik nie jest też biegaczem, nie ma doświadczenia z trasy, przynajmniej z niewidomymi, ale daliśmy radę. Powiedzmy, że nie byłem wymagającym wytrenowanym zawodnikiem, który wyrywa się przewodnikowi. Może tylko przeszarżowałem w końcówce, bo chciałem wbiec na metę pełnym gazem i troszkę mnie zatkało. Był głośny doping innych uczestników i chciałem się pokazać z jak najlepszej strony (śmiech).
Co dalej w wypadku Radka - showdown, czy bieganie? A może to i to?
- Jeśli będę miał możliwości trenowania i uprawiania biegów, to na pewno z tego skorzystam. Oczywiście amatorsko, ale powiedzmy sobie szczerze: showdownistą też jestem raczej amatorskim, takim rekreacyjnym. Z racji zamieszkania, daleko od klubu, nie mam możliwości dojazdów na regularne treningi. A wiadomo, że każdy sport wymaga regularności i treningów.
Mikołaj Rotnicki z Poznania przed zawodami miał do wyboru: bieg, albo marsz. Wybrał to pierwsze.
- Zgłosiłem się do rywalizacji, uznałem, że skoro przez dwa tygodnie popracowało się nad motoryką i kondycją, to trzeba spróbować. Oczywiście z przewodnikiem. Wziąłem ze sobą cztery pary butów i każdą z nich przetestowałem, muszę czuć przyczepność, po prostu grunt pod nogami.

Bydgoskie wątki w biegach

Maria i Grzegorz Grabowscy z Trzemeszna nawet jak nie organizują biegów, nie sędziują, nie prowadzą zajęć, czy sami nie startują, to mają co robić. Nie inaczej było także w trakcie pandemii.
- My jako Fundacja Aktywne Trzemeszno mamy ogromne wyzwanie. Pracujemy nad otwarciem Muzeum Polskich Biegów i ono kiedyś powstanie - mówi Grzegorz. - Na tym etapie archiwizujemy zbiory, dokonujemy cyfryzacji danych.
Ale jak przyznaje, nie robią tego sami. Zaprosili do tego projektu ludzi w ogóle nie związanych ze sportem. Pomagają im w tym ludzie z Ośrodka Kultury w Trzemesznie i seniorzy, którzy realizują swoje pasje w kole fotograficznym.
 Ponadto Grzegorz jeździ po Polsce i odwiedza starych mistrzów biegania, którzy dawno temu zakończyli kariery. Do tej pory odwiedził już ponad sto osób.
- Wielu z nich jest z Bydgoszczy, przekazali mi swoje stare pamiątki. Wśród osób, które przekazały wszystko, absolutnie wszystko, jest jedna z największych legend biegów długich, Ryszard Marczak. Przez całą karierę reprezentował tylko Zawiszę Bydgoszcz. I żeby było teraz ciekawiej, to jego zawodnik, który brał udział w igrzyskach olimpijskich w Barcelonie w 1992 roku, też zawodnik Zawiszy, Wiesław Perszke, również przekazał swoje pamiątki do muzeum.
Ale na tym nie koniec bydgoskich wątków, kolejny biegacz znad Brdy, to Witold Baran. Niestety, już zmarł.
- Po czasie spotkałem się z rodziną zmarłego, z synem Brunonem, który mieszka w podbydgoskiej Brzozie. Na rzecz fundacji przekazali znaczną część sportowych pamiątek po biegaczu. Wtedy nagle ożywili się ludzie z Zawiszy i dziwili się, dlaczego oni nie mają praktycznie nic po biegaczu, a ja prawie wszystko. Mamy już kolejnego sportowca, której pamiątki, będziemy mieli w Muzeum Polskich Biegów. To Gabrysia Górzyńska, która przekazała wszystko co miała.
Muzeum w Trzemesznie będzie miało też kącik związany z biegaczami niepełnosprawnymi, z ruchem paraolimpijskim w biegach długich. W tym wypadku małżeństwo Grabowskich ma dużą pomoc ze strony bydgoszczanina Tomasza Chmurzyńskiego, byłego czterokrotnego paraolimpijczyka w maratonie. W Muzeum Polskich Biegów jest już wiele pamiątek z jego sportowej kariery.
- Ponadto w ramach projektu Pasja Biegania stworzyliśmy taką podstronę wirtualną i na mediach społecznościowych prezentujemy wszystko to, co znajdzie się w Muzeum Biegów Polskich. Można to śledzić na Facebooku i Instagramie - uzupełnia Maria Grabowska.

Pobiegli najlepiej jak mogli

- Ideą tego biegu było przede wszystkim upowszechnianie wśród osób z dysfunkcja wzroku dyscypliny, jaką jest bieganie- mówi Tomasz Chmurzyński, szef bydgoskiego Oculusa, a jednocześnie główny trener i szkoleniowiec odpowiedzialny za organizacje i przebieg biegu górskiego w Szklarskiej Porębie.
I dodaje: - Poziom sportowy był rzeczą drugorzędną. Ci ludzie mieli się przekonać, że mogą, że potrafią, że takie rzeczy są dla nich osiągalne. Zwłaszcza, że warunki atmosferyczne nie za bardzo sprzyjały, bo mocno popadało i może nie każdemu uśmiechało się w takich warunkach stanąć na starcie. Ale już na mecie każdy z nich był bardzo zadowolony. Dla niektórych był to pierwszy bieg w życiu, więc satysfakcja tym większa.
Trasa było nieznacznie pod górę, co dla niewidomych zawodników na pewno jest udogodnieniem.
- Bieganie nie jest dla nich chlebem powszednim, a trasa z góry byłaby bardzo ryzykowana, nawet w towarzystwie przewodników. Nasza dewiza: bezpieczeństwo przede wszystkim. Wolniej, bo wolniej, ale każdy z nich mógł ten bieg ukończyć. Tym samym jako organizatorzy osiągnęliśmy swój cel - kończy Tomasz Chmurzyński.