zawodnicy podczas zajęć
Obóz biegowy dla niewidomych i słabowidzących w Szklarskiej Porębie odbył się w dniach 10-24 czerwca 2021 roku. Na obozie zameldowało się 32 zawodników, zajęcia z nimi prowadziło czterech wykładowców i czterech asystentów.

Organizatorem było Stowarzyszenie Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących "Cross" w Warszawie, logistycznie przygotowali go działacze KSN Łuczniczka Bydgoszcz.
Szkolenie osób niewidomych i słabowidzących z zakresu sportu "Krok Naprzód 2021", to projekt współfinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Koordynatorem obozu i zawodów, które odbyły się po jego zakończeniu, był Krzysztof Badowski - wiceprezes Stowarzyszenia Cross i jednocześnie dyrektor bydgoskiego klubu.

Co dwie osoby, to nie jedna

Jednymi z wykładowców i prowadzących zajęcia byli Maria i Grzegorz Grabowscy. To sportowe małżeństwo z Trzemeszna, od lat towarzyszy niepełnosprawnym zawodnikom, zwłaszcza niewidomym i słabowidzącym, w ich biegowej przygodzie.
Obaj są czynnymi zawodnikami, ale też instruktorami biegania (Maria także nordic walking), sędziami PZLA i menadżerami sportu (prowadzą Fundację Aktywne Trzemeszno oraz tworzą Muzeum Polskich Biegów), Grzegorz jest też fotografem sportowym.
- Przez pandemię covidovą wszystko byli zawieszone - mówi Maria. - Dopiero wiosną powoli wróciliśmy do szeroko rozumianej aktywności fizycznej, a obóz w Szklarskiej Porębie jest pierwszym z takich lekkich trenerskich wyzwań.
- A ja dwa dni przed przyjazdem do Szklarskiej Poręby brałem udział w nocnym biegu półmaratońskim wokół Kanału Bydgoskiego - dodaje z uśmiechem Grzegorz.
Na obozie w stolicy Karkonoszy spotkali się z nową grupą zawodników, którzy próbują aktywować się przez bieganie.
- To jest na pewno rozwijające, bo trzeba z tymi osobami pracować praktycznie od zera. A ponadto cieszę się, że udział kobiet i mężczyzn jest książkowo parytetowy, bo wcześniej było więcej panów - cieszy się Maria. - Doszły nowe osoby i to jest krzepiące, że są osoby, które na co dzień zajmują się showdownem, ale chcą się rozwijać też inaczej, bardziej ogólnorozwojowo.
Uczestnicy obozu przez pierwszy tydzień pobytu mieli upalną pogodę, w drugim tygodniu popadywało, niekiedy solidnie. Czy to miało znaczenie instruktorów i zawodników przy realizacji sportowych celów?
- Zupełnie nie, to jest tylko kwestia zmiany jakiegoś bodźca treningowego. Z zajęć na zewnątrz przechodzimy do siłowni i tam pracujemy. A jeśli chodzi o samo bieganie z osobami, które biegają, albo chodzą nordic walking, to nie ma problemu. Zresztą pogoda, to żaden problem, odpowiednio się ubrać i wychodzimy na zewnątrz - wyjaśniają Maria i Grzegorz.
Oboje podkreślają też świetną atmosferę zgrupowania, ale jak mówią - tak jest za każdym razem.
- Co jest fajne w tej grupie, to jak zaczęliśmy pierwsze zajęcia, to nie wszyscy byli do końca przekonani, a po tygodniu widać było, że nabywają świadomość swego ciała. W sensie, że tu bolało, tu jest coś nie tak i wielka nadzieja, że podstawy, które Tomek Chmurzyński wpaja im bardzo mocno, są dla ich dobra i będą to wykonywać także w domu.

Nie taki diabeł straszny

Wielu z tych uczestników na obozie biegowym było po raz pierwszy. I mogli się dowiedzieć, że bieganie, to nie tylko przebieranie nogami, że bieg to tylko finalny efekt długiego procesu przygotowań. Startując z marszu można sobie zrobić tylko krzywdę, a organizmu nie da się oszukać.
Radosław Morawski z Płońska w pierwszym wyborze sportowym jest showdownistą. Obóz biegowy w Szklarskiej Porębie był dla niego debiutem w tej dyscyplinie sportu.
- Przed przyjazdem  wiedziałem, że część ćwiczeń na obozie biegowym będzie też ukierunkowana pod showdown. Była to dla mnie dobra zachęta, a poza tym była we mnie ciekawość, jak wygląda taki obóz biegowy, jakie są zajęcia. Wiedziałem też, że będzie możliwość pobiegania z przewodnikiem, a wcześniej nie miałem takiej okazji.
Na pytanie, czy Tomasz Chmurzyński jest wymagającym trenerem odpowiada:
- I tak, i nie. Przed przyjazdem niektórzy nas straszyli, że będzie ciężko, a było bardzo z głową, zmyślnie, trener stopniowo dokładał kolejne elementy. Na tym obozie zdałem sobie sprawę jak wiele rzeczy robiłem nieprawidłowo. Wcześniej próbowałem utrzymywać kondycje fizyczną, choćby poprzez poranne ćwiczenia, żeby rozruszać barki. Na tym obozie trener Chmurzyński pokazał co, jak, kiedy i dlaczego. Oczywiście były i zakwasy, i ból, bo był wysiłek, ale na moje możliwości było tak w sam raz. Powiem tak: nie czułem się zajechany, zresztą trener chyba by na to nie pozwolił.
Taki obóz biegowy to okazja do spotkania z ludźmi ze środowiska niewidomych i słabowidzących.
- Część z tych ludzi znałem, po części zgłosiłem się, bo ci właśnie znajomi też się wybierali na ten obóz. To jest też jakaś motywacja. A z drugiej strony poznaje się też nowych ludzi i to też jest fajne - mówi Radek.

Inne powietrze, inny teren

Mikołaj Rotnicki z Poznania na co dzień związany jest też z showdownem. Skąd się zatem wziął na zgrupowaniu biegowym?
- To dla mnie uzupełnienie aktywności fizycznej - wyjaśnia. - Biegać potrafię, ale nigdy nie miałem okazji uczestniczyć w takim obozie. Z jednej strony mogłem poznać swoje możliwości, z drugiej zaprzyjaźnić się ze swoimi ograniczeniami, a wiadomo, że każdy jakieś ma. W sumie traktuje to jako rozszerzenie tego, co do tej pory robiłem. Głównie trenuję showdown, ale obóz biegowy uzupełnił moje potrzeby ruchowe. Ćwiczenia, które mieliśmy z Tomkiem, rozwijają ogólną sprawność. To był intensywny obóz, codziennie oprócz niedziel mieliśmy zajęcia, pierwsze dni człowiek się rozchodził, później był już wyższy poziom i nie czuło się zakwasów. To kwestia aklimatyzacji, góry robią swoje, jestem z Poznania, a tu inne powietrze i inny teren. Nawet jak były tu upały, to nie czuło się ich tak jak w mieście.
Ba trasie w poczuciu bezpieczeństwa pomagają mu też kijki.
- Cztery lata wcześniej po raz pierwszy jako osoba słabowidząca byłem w Bieszczadach. Wtedy wziąłem ze sobą kije, takie do nordic walking. Teraz też miałem je ze sobą. Oczywiście nie do biegania, ale przy marszu już tak. W górach są bardzo pomocne, zwłaszcza przy schodzeniu. Kiedyś to był dla mnie koszmar, byłem cały mokry i wykończony psychicznie przy schodzeniu. Kijki oprócz tego, że uruchamiają inne partie mięśni, to dają też duże poczucie kontroli nad moimi ruchami i sytuacją na trasie.

Potrzeba ruchu jest silna

Inną przedstawicielką showdowna na obozie biegowym była Beata Wiśniewska z Otwocka. Dlaczego zdecydowała się na taką  formę sportowej aktywności?
- Niewidomi mają mało ruchu, w pandemii to w ogóle wszystko się ukróciło. Siedząc w domu to tylko orbitrek, albo rowerek treningowy - tłumaczy niewidoma zawodniczka. - Mieszkam w okolicy leśnej i bez przewodnika ani rusz. Nie zawsze jest od dostępny, ma czas, czy ochotę. Pandemia pozamykała nam też możliwość wyjazdów, choćby na takie obozy. Dlatego jak tylko nadarzyła się taka okazja, to z niej skorzystałam. Możliwość ruchu, powrót do zajęć, do ćwiczeń, to mnie motywowało do udziału w tym obozie.
Czego spodziewała się po tym zgrupowaniu, co ją zaskoczyło?
- Okazało się, że Tomek Chmurzyński jest rewelacyjnym trenerem. Podczas ćwiczeń dosłownie "za rączkę" wyjaśnił nam, które partie ciała za co odpowiadają. Te informacje i wskazówki były tak dokładne, z każdym indywidualnie je przekazywał i pokazywał. Uczył oddychania i świadomej poprawnej postawy. Gdy było słonecznie, to na bosaka, na trawce, niesamowite przeżycie, w drugim tygodniu, gdy było deszczowo, to częściej na siłowni. Poznałam dużo ćwiczeń, o których powinnam wiedzieć dużo wcześniej, które powinnam wykonywać w domu. Niewidomi mają z reguły złą postawę, a przede wszystkim złe nawyki ruchowe.
Co po powrocie do domu?
- Przede wszystkim kontynuacja ćwiczeń tych z obozu, bo to jest podstawa do dalszej aktywności sportowej. Czegokolwiek bym nie uprawiała, to ważna jest ogólna sprawność fizyczna. Trzeba znaleźć w sobie siłę, samodyscyplinę, żeby nie bieżąco robić wszystko tak, aby organizm był w gotowości bojowej do sportowego wysiłku.
Taki obóz to nie tylko aspekt sportowy. Integracja uczestników, to bardzo ważny element takiego zgrupowania, kto wie, czy nie najważniejszy w wypadku osób niepełnosprawnych, zwłaszcza niewidomych i słabowidzących.
- Mimo że większość z nas spotyka się nie po raz pierwszy, to za każdym razem poznajemy się lepiej i zaskakujemy nawzajem. Wspólne zajęcia i wyjścia na trasę, a nawet wspólny wypoczynek integrują niewidomych. Z kolei niektórzy widzący uczą się też nas, jak nam pomagać, jak przeprowadzić. Co można, czego nie można zrobić dla niewidomego, a może lepiej się nie wychylać? To takie przenikanie środowisk i potrzeb ludzi.
Pod uwagami Beaty Wiśniewskiej mogliby zapewne podpisać się też inni zawodnicy.

Jeśli coś robisz - rób to dobrze

Tomasz Chmurzyński, czterokrotny paraolimpijczyk w maratonie, na co dzień szef Oculusa Bydgoszcz, na obozie w Szklarskiej Porębie był odpowiedzialny za merytoryczną część szkolenia.
- Po drugich, czy trzecich zajęciach, po przeanalizowaniu z jaką grupą zawodników mamy do czynienia, mając na uwadze ich możliwości, ustaliliśmy poziom szkolenia. Skupiliśmy się przede wszystkim na poprawie wzorców ruchowych. Bo nie da się ukryć, że środowisko osób niewidomych, to są ludzie, którzy mają znaczne problemy w tym temacie. Odrywanie nóg od podłoża, nieprzesuwanie, praca nad poprawą ruchomości bioder. Większość tych osób z racji tego, że się niepewnie czuje samodzielnie, to się usztywnia. To się wszystko odkłada właśnie na wzorcach ruchowych. Popracowaliśmy nad tym etapami. Najpierw było dużo zajęć z prostymi ćwiczeniami i przy okazji informacje o pracy poszczególnych grupy mięśni. Sukcesywnie o obręczy barkowej, o biodrach, stawach skokowych i kolanach.
Oprócz części praktycznej, czyli  zajęć w terenie i usprawniania grup mięśniowych oraz układów ruchowych, instruktorzy skupili się też na przekazaniu wiedzy związanej z uprawianiem sportu. A z tym wiąże się odnowa biologiczna i przemiany energetyczne. Były wykłady z różnych dziedzin sportu - m.in. o żywieniu i fizjologii.
Początek a koniec obozu - czy Tomasz Chmurzyński widzi postępy wśród niewidomych i słabowidzących uczestników?
- Zdecydowanie! Po prezentacji ćwiczeń, na kolejnych zajęciach zawodnik już samodzielnie, z małym skorygowaniem, potrafił je zademonstrować i samemu sobie udowodnić, że potrafi. Wykonując kolejne ćwiczenia na końcu był cały pakiet umiejętności, mechaniki ruchu. Kończąc ten obóz mieliśmy po pierwsze gwarancję, że każda z tych osób czegoś się nauczyła, a po drugie, że robi to poprawnie. Bo wychodzimy z założenia, że jak masz robić coś źle, to nie rób tego w ogóle, bo tylko pogorszysz swoją postawę, albo rozwiniesz złe nawyki.
Uwieńczeniem dwutygodniowego obozu biegowego w Szklarskiej Porębie były zawody w biegach górskich, ale o tym już w innym materiale.